Lost Sky - Rozdział 2
Wstałem przed budzikiem, co było do mnie kompletnie niepodobne. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy nie jestem chory, ale nie miałem gorączki.
Po porannej toalecie ubrałem czarne spodnie i białą koszulę, którą wcześniej musiałem sobie wyprasować. Zatrzymałem się na chwilę w kuchni, zastanawiając się nad śniadaniem, ale doszedłem do wniosku, że nie jestem głodny.
Niemiłosiernie mi się nudziło. Krzątałem się po całym domu bez celu. W końcu postanowiłem wyjść wcześniej do szkoły.
Włożyłem buty i zamknąłem drzwi na klucz. Szedłem powoli chodnikiem, zastanawiając się czy nie zadzwonić do Louisa, kiedy niespodziewanie zobaczyłem Darcy. W czarnej spódnicy i luźnej białej koszuli kucała przy jakimś zniszczonym kartonie. Miałem wyjątkowo dobry humor, więc postanowiłem dać jej spokój. Dziewczyno, poznaj moją łaskę.
Już miałem ją zignorować i ruszyć dalej, ale zauważyłem jak się uśmiecha. Jej włosy lekko poruszyły się na wietrze. Wyglądała jak anioł, który mimo brutalnego strącenia na ziemię ukrywa żal za uśmiechem. W ręku trzymała małego, białego kotka.
-Jaki milutki - odezwała się cicho, ale tak, że mogłem to usłyszeć. Jej głos był łagodny, przyjemny dla ucha. Pierwszy raz go słyszałem. - Też nie masz domu? Zabiorę cię do siebie - przytuliła zwierzątko. - Od teraz to ja jestem twoim domem.
Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu. Darcy była bezdomna? Nie przypominam sobie o tym. Pozatym od czego jest opieka społeczna? Więc to psychopatka? Zamyśliłem się na chwilę, a kiedy się ocknąłem, dziewczyny nie było już w pobliżu.
Wszedłem na teren placówki i pierwsze co mnie przywitało to mocne kopnięcie w krocze.
-Co jest kurwa! - złapałem się za mocno bolące miejsce.
-To za Darcy, huju - odezwała się napastniczka aka przyjaciółka wspomnianej dziewczyny. - Skończ z tymi dziecinnymi żartami.
Już chciała odejść, ale szybko się otrząsnąłem i mocno chwyciłem chudy nadgarstek dziewczyny.
-Posłuchaj. - Przycisnąłem ją do ściany budynku nawet nie próbując być delikatnym. - Mnie się nie bije. Mogę cię zniszczyć w każdej chwili. Mam pieniądze i wpływy.
-Nie mam nic do stracenia. Jutro wyjeżdżam do Chin - warknęła. - Dobrze ci radzę. Odpierdol się od Darcy, bo pożałujesz.
-Co mi zrobisz dziwko? Hmm?
-Ja nic, ale mogę wszystko powiedzieć braciom Darcy, a po spotkaniu z nimi nie będziesz mógł ruszyć nawet palcem. Ona nic im nie mówiłała - na jej twarzy wykwitł ironiczny uśmiech. - Ciągle powtarza, że musisz mieć jakiś powód, dlatego taki jesteś. Ma za dobre serce, a ty tym dziecinnym zachowaniem przywołujesz u niej bolące wspomnienia.
-Gówno mnie obchodzi co u niej przywołuje - wzruszyłem ramionami.
-Nieczuły dupek - warknęła.
-Mówiłaś coś kotku? - pochyliłem się nad nią.
Napluła mi w twarz.
-O nie, tak się nie bawimy - otarłem ślinę z policzka i dałem jej z liścia.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, ale dalej dumnie trzymała głowę w górze.
Puściłem ją i ruszyłem w kierunku wejścia do budynku nie oglądając się za siebie.
Dyrektorka jak zawsze przynudzała o bezpieczeństwie podczas wakacji i o tym, że kończymy już drugą klasę liceum, więc pora dorosnąć. Bla, bla, bla..
Gdzieś tak w połowie uroczystości pomyślałem, że mogę spytać przyjaciółkę Darcy, czy ta dziewczyna jest bezdomna, czy może szalona. Jeśli któreś z tego, to będę miał niezły powód do wyśmiewania jej.
-Życzę wszystkim udanych i bezpiecznych wakacji - wreszcie padło to jedno wyczekiwane przeze mnie zdanie z ust starej, grubej kobiety panującej w tym więzieniu.
Wstałem i odszukałem w tłumie tą kretynkę z rana. Zagrodziłem jej drogę ręką, na co wszyscy szybko się ulotnili, nie chcąc być w to wplatanym. Tchórze.
-Czego? - spojrzała na mnie obojętnie.
-Czy ta twoja Darcy jest szalona? - nie owijałem w bawełnę.
-Nie. Co ci strzeliło do głowy? - zmarszczyła brwi i popatrzyła się na mnie jak na kretyna.
-Powiedziała, że nie ma domu. To chyba znaczy, że jest bezdomna, a może szalona. - Dziewczyna zastanawiała się trochę, a potem na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. - To jak to jest?
-Tajemnica.
Uderzyłem ją lekko, jak na mnie, pięścią w brzuch na co nastolatka się skuliła.
-Gadaj - mruknąłem jej do ucha.
-Darcy czasem myśli trochę inaczej od innych. Dla ciebie dom to może być budynek, dla niej pewnie ma inne znaczenie - wzruszyła ramionami jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Już miałem zapytać jakie znaczenie, ale nagle znikąd pojawiła się wspomniana nastolatka i odepchnęła mnie od przyjaciółki, po czym strzeliła mi mocnego liścia. Byłem całkiem zdezorientowany.
-Mnie możesz obrażać i bić, ale moich bliskich zostaw w spokoju - powiedziała i odeszła ciągnąc moje źródło informacji do wyjścia. To były jej pierwsze słowa skierowane do mnie, a jej ton nie był ani miły, ani przyjemny.
Ile bym dał, żeby ktoś stanął tak kiedyś w mojej obronie.
Szybko odgoniłem tę myśl i z całej siły kopnąłem śmietnik. Zapłaci mi za to. Nikt nie będzie dotykał mojej twarzy bez pozwolenia.
Komentarze
Prześlij komentarz