Lost Sky - Rozdział 3
Impreza z okazji zakończenia roku u Louisa trwała w najlepsze. Tańczyłem pośród dziesiątek spoconych ciał i pochłaniałem alkohol bez oporu. Ruszyłem w kierunku salonu, który przypominał pobojowisko. Wszędzie unosił się dym papierosowy i migały kolorowe światła. Po podłodze walały się czerwone kubeczki, a gdzieniegdzie kilka osób. Przed telewizorem w kole siedzieli członkowie mojej drużyny z kilkoma cheerleaderkami, grając w butelkę. Po krótkiej namowie postanowiłem się do nich dołączyć. O dwudziestej trzeciej byłem już trochę pijany. Przeleciałem jakąś pustą dziewczynę podobną do plastiku i postanowiłem wrócić do domu, bo źle się czułem.
-Wychodzisz już? - zapytał próbujący przekrzyczeć muzykę Maks, kiedy podniosłem buta i podjąłem pierwszą próbę trafienia w niego stopą, która niestety skończyła się fiaskiem.
-Nooo - mruknąłem pod nosem i na wszelki wypadek, gdyby mnie nie zrozumieli, przytaknąłem kiwnięciem głowy.
-Trzymaj - pijany Lukas pojawił się nagle w korytarzu i rzucił mi kluczyki do swojego samochodu, które cudem złapałem. - Nie będziesz przecież wracał pieszo.
-Dzięki - uśmiechnąłem się. Ten to ma zawsze świetne pomysły.
Wyszedłem żegnając się z przyjaciółmi i wsiadłem do czarnego sportowego samochodu (a/n nie znam się na markach samochodów...) . Nie zapiąłem pasów, bo po co? Ulice były prawie zupełnie puste. Gdzieś w zaułku szwendał się bezdomny pies, gdzieś migała latarnia, a gdzieś indziej jakiś facet zbierał swoje ubrania z ulicy drąc się na kobietę stojącą w oknie drugiego piętra. Jechałem sobie spokojnie nucąc piosenkę, którą słyszałem wychodząc z domu przyjaciela, kiedy nagle wszystko zrobiło się czarne.
***
Obudziło mnie denerwujące pikanie. Otworzyłem oczy, ale zaraz znowu je zamknąłem, bo światło strasznie mnie raziło. Dopiero po chwili dotarło do mnie, gdzie jestem. Co ja robię w szpitalu?
-O, obudziłeś się - odezwał się głos po mojej lewej stronie.
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do wszechobecnej bieli, spojrzałem w tamtą stronę. Na sąsiednim łóżku leżał blady jak ściana chłopak. Był mniej więcej w moim wieku. Nacisnął jakiś przycisk i zaraz do pokoju wszedł lekarz.
-Co się stało? - zapytał chłopaka, jednak zaraz jego zmączone spojrzenie padło na mnie. - Obudził się pan? Jak się pan czuje?
Jak się czuję? Dopiero teraz się nad tym zastanowiłem. Byłem lekko obolały, ale coś mi nie pasowało. Zmarszczyłem brwi. To coś oczywistego, ale mój mózg się jeszcze nie obudził. Dotknąłem bolącej głowy. Była zabandażowana.
-Miał pan wypadek samochodowy. Przebywa pan w szpitalu trzy dni - odezwał się mężczyzna w białym kitlu, który nie doczekał odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. - Po pijaku wjechał pan w drzewo. Gdyby jechał pan z zapiętymi pasami to mogłoby zakończyć się to tylko lekkimi urazami, ale nie zrobił pan tego i niestety nie mogliśmy zdziałać wiele.
-O czym pan mówi? - byłem zdezorientowany i myślałem wolno.
-Stracił pan władzę w nogach - powiedział powoli, jakby tłumaczył dziecku, że musi już wyjść z Disneylandu i wrócić do szarej rzeczywistości.
Jak na to zareagowałem? Pustka. Nic. Nie docierało to do mnie. Powoli i niepewnie położyłem dłoń na udzie. Nic nie poczułem. Zacząłem uderzać pięściami w dolne kończyny. Nadal nic. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Powoli docierała do mnie powaga sytuacji, która coraz bardziej mnie przerażała. Nigdy już nie będę biegał. Nigdy już nie będę chodził. Nigdy już nie będę nawet stał. Nie będę grał w koszykówkę. W tym momencie moje życie zawaliło się jak domek z kart.
Komentarze
Prześlij komentarz