Lost Sky - Rozdział 4
Minął tydzień od wypadku. Przez ten czas zdążyłem uświadomić sobie, że tak naprawdę nie miałem przyjaciół. Wszyscy byli fałszywi. Spotykali się ze mną, bo mieli z tego korzyści i pewność, że nie wyładuję na nich gniewu. Zdałem też sobie sprawę z tego, jak bardzo brakuje mi rodziców. Od zawsze kiedy pamiętam większość czasu spędzali w pracy. Dzięki temu, a raczej przez to, jesteśmy bogaci. Jednak teraz co mi po bogactwie? Wolałbym żeby rodzice byli tu ze mną, ale nie przyszli mnie odwiedzić.
Po wypadku według innych stałem się cichy i nie chciałem nic jeść, ale prawda jest taka, że w mojej głowie szalały myśli. Zastanawiałem się nad moim życiem, nad sprawami, na które normalnie nie poświęcałbym czasu. Kuba, chłopak, który leży ze mną na sali, próbował kilka razy ze mną porozmawiać, ale daremnie. Byłem zbyt bardzo pochłonięty myśleniem, którym - jak się okazało- nie grzeszyłem wcześniej.
Siedziałem właśnie na moim szpitalnym łóżku i wpatrywałem w okno (dokładnie w szybę, bo więcej obchodziła mnie ona, niż widok za nią), kiedy z badań wrócił mój współlokator.
Popatrzyłem na niego. Był jak zawsze w piżamie. Nawet nie wiem na co choruje. Usiadł na krześle przy łóżku i uśmiechnął się szeroko, co trochę mnie zdziwiło, bo z tego co zauważyłem do tej pory robił to lekko, prawie niewidocznie.
Popatrzyłem na niego. Był jak zawsze w piżamie. Nawet nie wiem na co choruje. Usiadł na krześle przy łóżku i uśmiechnął się szeroko, co trochę mnie zdziwiło, bo z tego co zauważyłem do tej pory robił to lekko, prawie niewidocznie.
-Dzisiaj przychodzi aniołek - jego miły głos przerwał ciszę w sali.
Aniołek? Gdyby ktoś powiedział mi tak tydzień temu, wyśmiałbym go, ale teraz tylko martwiłem się o stan umysłu chłopaka siedzącego przede mną.
-Nie patrz na mnie jak na idiotę - zaśmiał się. - Tak nazywamy taką jedną wolontariuszkę, która przychodzi tu raz w tygodniu. Ostatnio kiedy mnie odwiedziła, ty byłeś jeszcze na innym oddziale.
-I tak bardzo cieszysz się, że przyjdzie do Ciebie jakaś baba? Zakochany jesteś? - nie mogłem powstrzymać odrobiny kpiny w głosie, ale Kuba chyba jej nie wyczuł, albo nie zwrócił na nią uwagi.
-Po pierwsze i najważniejsze: nie, nie jestem w niej zakochany. Po drugie, to z tego co wiem jest w naszym wieku. Po trzecie i ostatnie: ona jest po prostu super. Zawsze Cię wysłucha, doradzi, spróbuje rozbawić, kiedy jest ci smutno.
Nie odezwałem się więcej. Kuba zajął się sobą, a ja kontynuowałem wcześniejsze, bardzo wciągające gapienie się w szybę.
Jak się nad tym głębiej zastanowić, od kiedy tu leżę, to do niego też nie przyszedł nikt z rodziny.
🌹🌹🌹
Dochodziła trzecia po południu, a ja leżałem w moim szpitalnym łóżku, użalając się nad sobą. Oczy zaczęły mnie piec i pewnie rozpłakałbym się jak jakaś ciota, gdyby nie ciche pukanie do drzwi. Zamrugałem szybko kilka razy. Kiedy drzwi się otworzyły ogarnął mnie czysty szok. Stała w nich Darcy i patrząc na Kubę promiennie się uśmiechała. Anioł. Po chwili jej wzrok skierował się na mnie, a w jej oczach zobaczyłem mieszankę zdziwienia i współczucia. Kiwnęła mi głową na przywitanie i podeszła do mojego współlokatora mocno go przytulając.
-Cieszę się, że przyszłaś - powiedział cicho i zaczął płakać, co mocno mnie zdziwiło. - Myślałem, że nie zdążysz i więcej cię nie zobaczę.
-Jeśli to cię uspokoi będę przychodzić częściej - pogłaskała go czule po plecach. - Opowiadaj jak Ci minął czas.
Kuba i Darcy rozmawiali cicho na łóżku chłopaka, a ja w tym czasie zastanawiałem się jak bardzo ta dziewczyna musi mnie teraz nienawidzić. Uprzykrzałem jej życie od początku liceum. Czy cieszy się, widząc mnie w takim stanie?
Spojrzałem na dziewczynę, która lekko się uśmiechała. Kuba przyciągnął ją lekko do siebie i wyszeptał coś do ucha. Darcy zerknęła przygnębiona w moją stronę i po chwili już nie było jej w sali.
-Zaraz będę musiał iść na badania - chłopak przerwał ciszę. Mruknąłem na potwierdzenie, że usłyszałem i kiedy myślałem, że nasza rozmowa się skończyła dodał - Bądź miły dla Darcy.
Miałem powiedzieć coś w stylu "o co chodzi?", ale nie zdążyłem nawet zrobić idiotycznej miny, a Kuby już nie było.
🌹🌹🌹
Byłem w sali sam już od jakiś 20 minut. Niby nic nowego, ale po tym jak zobaczyłem tamtą dwójkę razem, samotność doskwierała mi bardziej.
Leżałem na swoim łóżku, próbując zasnąć i nawet nie zareagowałem kiedy ktoś wszedł do sali, myśląc że to mój współlokator wrócił wcześniej. Byłem naprawdę zaskoczony, kiedy usłyszałem, że ta osoba zajęła miejsce na krześle obok mojego posłania.
-Śpisz? - Darcy zapytała cicho.
-Nie - powoli otworzyłem oczy i spojrzałem na dziewczynę.
-Przeszkadzam?
-Nie - powtórzyłem.
-Słyszałam, że nie jesz za dużo - powiedziała łagodnym tonem. - Przyniosłam Ci trochę krupniku. Masz ochotę?
Pokręciłem głową w zaprzeczeniu na co w oczach Darcy dostrzegłem zmartwienie.
-Proszę, zjedz chociaż trochę.
Patrzyłem chwilę na jej twarz i nie mogłem, po prostu nie mogłem jej odmówić.
Zjadłem zupę, a w nagrodę otrzymałem piękny uśmiech. Nie rozumiałem tej dziewczyny. Z czego się tak cieszy?
-Masz ochotę na spacer? - zapytała po chwili. - Podobno po wypadku nie byłeś jeszcze na dworze. Zabrać cię?
-Nie - powiedziałem oschle i sam skrzywiłem się słysząc swój ton.
Nie miałem najmniejszej ochoty wycho... opuszczać sali.
-No to może następnym razem - Darcy nie przejeła się tym jak ją potraktowałem. - Potrzebujesz czegoś? Chcesz jakąś książkę? Może chcesz-
-Dlaczego to robisz? - przerwałem jej. - Dlaczego jesteś tu teraz ze mną mimo tego co ci zrobiłem? Dlaczego jesteś dla mnie miła?
Komentarze
Prześlij komentarz